„Dziewięć żyć Chloe King” Liz Braswell w
niczym nie przypomina mi innych książek paranormal
romance, no, może oprócz tego, że równie szybko i przyjemnie się ją czyta.
Są faceci, owszem, i to nawet ładni, ale ani śladu tajemniczego, mrocznego i mega przystojnego
faceta. Brak mi też bezmyślnej,
zakochanej w nim zwykłej nastolatki.
Nie, żebym nie lubiła „Zmierzchu” – w
odmienności od wielu innych, bardzo go cenię i nie wstydzę się tego, ale ile
razy można zachwycać się historiami opartymi na „Zmierzchowym schemacie”?
Każdej osobie, której powoli zaczyna się to nudzić, polecam „Dziewięć żyć Chloe
King”.
Książka
Liz Braswell zaczyna się dość typowo: Chole, zwyczajna nastolatka, w dniu
swoich szesnastych urodzin odkrywa nietypowe zdolności.
No tak, ale odkrywa je w dość nietypowy
sposób… Wypada z wieży i… umiera.
A nie,
przepraszam. Przecież dalej żyje! No ale umarła, możecie mi wierzyć. Upadek z
takiej wysokości powinien zabić każdego, a nasza bohaterka żyje. Szybko
dochodzą też nowe umiejętności: zwinność, szybkość, gracja, siła, zmysłowość…
UWAGA SPAM: Chloe NIE JEST wampirem.
Skoro jesteśmy przy głównej bohaterce, warto
ją dokładniej opisać. King jest jedynaczką, w dodatku adoptowaną. Ma typowe dla
nastolatek problemy z nadopiekuńczą matką, która zabrania jej umawiać się z
chłopcami. Nie należy w szkole do popularnych uczniów, więc z góry założyłam,
że będzie cichą, szarą myszką, nieświadomą swojej urody itp., itd., jak to
często bywa w paranormalach.
Ale Chloe King ma pazura. Kociego pazura. Z
tego co wiemy, jest ładna, i co ważne, w pewnym stopniu tego świadoma. Bawi się
z chłopakami czy mężczyznami, czasem nawet dwoma na raz, lecz nie rozmyśla o
tym, jak o tragicznej, podwójnej miłości. Jest to dla niej przygoda, zabawa.
Warto jednak zaznaczyć, że się nie „puszcza”.
Kłóci się z mamą, bywa samolubna i
egoistyczna. Do tego dochodzi nieodpowiedzialność i zauważalna czasami
bezmyślność. Trochę na wyrost, ale można
ją nazwać rozwydrzoną, rozpieszczoną nastolatką.
Wydaje mi się jednak, że wcześniej, przed
„śmiercią”, Chlo była właśnie taką szarą myszką, bo jej nagłe odważne
flirtowanie z chłopcami szokuje jej przyjaciół – komputerowca Paula i pozującej
na outsiderkę Amy – moim zdaniem jest to dwójka irytujących pozerów.
Charakter dziewczyny wcale mnie jednak nie
odrzucał, wręcz przeciwnie, bardzo ją
polubiłam, bo jest silną, pewną siebie osobą, a jej wady rzadko kiedy rażą w
oczy.
Zwróciłam szczególną uwagę na okładkę. Nie
uważacie, że jest fascynująca?
Książkę połknęłam w jeden (nie cały) dzień.
Ale rada dla kupujących. Sprawdźcie, czy w waszym egzemplarzu po stronie 80
występuje strona 81, czy może raczej, jak w moim 97. Tak! Zdarzyła mi się taka
tragedia! Zupełnie się tego nie spodziewałam… w dodatku ja, idiotka, uznałam,
że mam już dostatecznie dużą kolekcję paragonów, więc pierwszy raz od dawna
zostawiłam swój na ladzie sklepowej. Szlag!
Siedemnaście stron lektury straconych. ;c
Ostateczna
ocena to 7/10 :)
Tak się zastanawiam... czy tylko ja tutaj mam jakąś zdjęciowe uzależnienie i potrafię przesiadywać godzinami na Tumblr szukając inspiracji?
Całuję
Nessie